piątek, 8 lutego 2013

Rozdział 25


Na śniadaniu…

Dumny Piotrek zszedł na dół, gdzie siedzieli już siatkarze. Przysiadł się do Kubiaka, Moniki, Ziomka i Igły.
- A gdzie Aśka? – spytał.
- Pewnie jeszcze biega. Do serca sobie wzięła ten zakład. – zaśmiał się Libero.
- Chyba z Kurasiem. Jego też nie ma. – powiedział Łukasz.
- Tylko żeby się na trening nie spóźnili. – Monika trochę zaniepokoiła się nieobecnością przyjaciółki.
- Wrócą. No chyba się nie zgubili. – Nowakowski podrapał się po głowie.
- A gdzie tam. – Igła machnął ręką i zabrał się za swoją kanapkę.

A tymczasem w środku lasu…

- I co, zadowolony jesteś? – Aśka stanęła naprzeciw Kurka, energicznie gestykulując.
- No bardzo… Jesteśmy tylko my, sami, w środku lasu, nie wiemy jak wrócić… - powiedział, zbliżając się do dziewczyny, po czym wpił się w jej usta. Strzelba oddała pocałunek, ale po chwili oprzytomniała.
- Co ty sobie wyobrażasz Siurak! – wrzasnęła, aż ptaki siedzące na gałęzi zerwały się do lotu.
- Jak to co? – złapał ją za rękę.
- Co my teraz zrobimy?! – dalej się darła. – Za dwadzieścia minut mam trening do cholery!
- Nie denerwuj się kochanie, zaraz coś wymyślimy. – powiedział ze stoickim spokojem.
- Ty sobie ze mnie żartujesz? Tak!? – zacisnęła ręce w pięści, a jej twarz zrobiła się lekko czerwona. - Nie będę tu czekała, aż mnie dżdżownice pożrą!
- Nic cię nie pożre, nie wiedziałem, że moja dziewczyna ma taki wybuchowy charakter. Zastanowiłbym się wtedy… - powiedział, chcąc wyprowadzić Aśkę z równowagi. Dziewczyna nie wytrzymała i kopnęła Kurasia w kostkę, po czym ruszyła w obranym przez siebie samą kierunku.
- Idziesz sama? – spytał Bartek, trzymając się za nogę.
- No raczej nie liczę na twoją orientację… kochanie. – zaśmiała się ironicznie i poszła ubitą ścieżką. Przedzierała się przez gęste krzaki, szukając drogi do ośrodka. Miała całe podrapane ręce. W końcu dotarła. Wpadła do stołówki, gdzie kilku siatkarzy kończyło jeszcze śniadanie.
- Asia! Jesteś! – Piotrek czule ją przytulił, na co Strzelbie prawie wyskoczyły gały z oczu.
- Możesz mnie łaskawie puścić? – spytała, na co środkowy uwolnił ją z uścisku.
- A gdzie masz Kurasia? – spytał Igła.
- Zgubił się matołek gdzieś po drodze. – powiedziała bez emocji.
- I go tak zostawiłaś? Bartusia nie będzie! Pewnie gdzieś płacze, sam, nie mogę go przytulić. – Pit zaczął lamentować.
- Na serio? – zainteresował się Ziomek.
- Tak. Zaciągnął mnie w jakąś ścieżynkę, twierdząc, że to skrót. Potem twierdził, że mężczyźni mają lepszą orientację w terenie… - To prawda. – przerwał jej Ignaczak. – Nie przerywaj! Później nie potrafił stamtąd wyjść, a mnie nie chciał posłuchać, więc… „cierp ciacho jak żeś chciało”. – rzekła, wzruszając ramionami.
- Że przepraszam bardzo, nazwałaś Bartka… ciachem? – zaśmiał się Igła.
- Daj spokój Krzysiu. – uśmiechnęła się. – A teraz śpieszę się na trening. – pomachała i pobiegła na salę.

Dwadzieścia minut później pod drzwiami…

Przy wejściu do ośrodka zebrał się oddział ratowniczy, który miał pójść z odsieczą zagubionemu wśród choinek Kurasiowi.
- Wszyscy są? – spytał Igła, zachowując powagę.
- Tak generale, idziemy! – krzyknął Zibi i dziesięcioosobowa grupa wyruszyła na poszukiwania przyjmującego. Szukali godzinę - Bartka nie ma. Było przed jedenastą, kiedy stwierdzili, że muszą wracać na trening. Zrezygnowani weszli do szatni, a tam na ławce nie siedzi nikt inny jak…
- Siurak, ty zakuta pało! – darł się Winiar.
- Co Michałku? – spytał, nie wiedząc o co chodzi.
- To my cię szukamy, a ty sobie tak po prostu… - Igła nie mógł się wysłowić.
- Przyszedłem trochę po dziesiątej. Nie wiem, o co się kłócicie.
- Dobra nieważne, dobrze, że go mrówki nie zjadły. Idę na górę, miłego treningu. – powiedział Kubiak i wyszedł z szatni, a za nim cała zgraja.

Tym czasem w pokoju dziewczyn…

- Kuraś żyje! – do pokoju wpadł uradowany Michał.
- Sam przyszedł, czy go znaleźli? – spytała Asia.
- Sam.
- Naprawdę się o niego bałam. – powiedziała Weronika.
- Nie mów tak, bo Strzelba będzie zazdrosna. – zaśmiała się Monika, całując Dzika w policzek.
- Mogę wam przyjaciółkę porwać? – spytał.
- Jasne. – przytaknęły, a Michał wywlókł Libero z pokoju.

- Gdzie mnie ciągniesz. A ty przypadkiem nie powinieneś jeszcze leżeć? – powiedziała dziewczyna.
- Oj, Monia. Przejmujesz się błahostkami. – rzekł, całując ją delikatnie w usta. – Chodź się przejść przed obiadkiem. – uśmiechnął się.
- Tylko się nie zgubmy. – powiedziała, na co Michał głośno się roześmiał.
- Na pewno mam lepszą orientację w terenie niż Kuraś, zapewniam Cię.
- Wierzę ci na słowo. – wzięła Miśka za rękę i poszli w kierunku lasu.

Na treningu…

- Ale Aśka wkurzona… - powiedział Igła.
- Oj tam, oj tam. Nic jej nie będzie. – mruknął Bartek.
- Ktoś tu nam się pogniewał. Po raz drugi… - szepnął Bartman, a wszyscy wybuchli śmiechem, oprócz Kurka.
- Co wy się mieszacie. Aśka robi problem z głupich, nic nie znaczących sytuacji.
- Jakbyś jej posłuchał, to byś się nie pałętał po całym lesie.
- Dobra, tyle. – zamknął temat. - Mogłem jej posłuchać. – dodał po chwili.
Rozegrali dwa mecze. Oba na całkiem wysokim poziomie i poszli do szatni, a później na obiad.

Bartek wszedł na stołówkę, a w oczy od razu rzuciła mu się roześmiana Aśka przy stoliku Igły i Ziomka.
- Witam państwa. – usiadł obok dziewczyny i pocałował ją w policzek.
- I co Robinsonie, widzę, że jakoś wyszedłeś z tego lasu. – powiedziała z ironią w głosie.
- Myszko, wiesz, że wierzę w twoje możliwości, ale chciałem sam się stamtąd wydostać.
- Aż taka paskudna jestem, że mówisz do mnie myszko? – popatrzyła na niego bez żadnych emocji.
- Zachowujesz się jak baba w ciąży! – Bartek się wkurzył, a swoim tekstem zwrócił uwagę wszystkich obecnych w pomieszczeniu.
- Tyle ci powiem, że nie znasz jeszcze mojej furii. – powiedziała i wstała od stołu.
- Aśka no… - Kuraś pobiegł za nią, ale zatrzymał się i wrócił do stolika. Usiadł i wypił sok ze szklanki dziewczyny. Chłopaki uważnie mu się przyglądali.
- I będziesz się z nią kłócił całe zgrupowanie? – spytał Ziomek.
- Nie moja wina, że się o wszystko obraża.
- W sumie, to najpierw zaciągnąłeś ją w jakiś cholerny skrót, później sam nie znałeś drogi powrotnej, co więcej nie chciałeś jej posłuchać, więc chyba nie możesz mieć do niej pretensji. Nie mówię o błaganiu na kolanach o przebaczenie. – zaśmiał się. – Po prostu powiedz, że miała rację i będziesz miał chłopie spokój. – klepnął Bartka po ramieniu i poszedł do pokoju razem z Igłą, zostawiając przyjmującego, który topił smutki w szklance multiwitaminy.

Przepraszam, że nie dodawałam cały tydzień, ale dopadło mnie jakieś okropne grypsko i łóżeczko stało się moim dobrym przyjacielem. Przez to nie miałam weny, a lepiej się spokojnie zastanowić, niż pisać jakieś głupoty J  Pozdrawiam!

2 komentarze:

  1. Świetny rozdział!Zapraszam
    http://parkiet-siatka-mikasa-moje-marzenie.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  2. U coś zaczynają się kłócić :)Coś nie dobrze to wygląda .Ale jestem dobrej myśli że wszystko się ułoży :)
    Zapraszam do mnie http://crisija.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń