środa, 26 grudnia 2012

Rozdział 7


Około 8 rano…

Bartek pakował rzeczy na trening, gdy z salonu dobiegł głos dzwoniącego telefonu. Niechętnie pobiegł to tamtego pokoju, ale jego twarz momentalnie się rozpromieniła, gdy na wyświetlaczu zobaczył imię „Aśka”.
- Hej! Już wstałaś?
- Tak wstałam i właśnie chciałam wyjść z domu.
- A gdzie?
- Nie ważne, ale nie mogę się z niego wydostać.
- A czemu? – Bartek miał wyraźny humor do żartów, bo doskonale wiedział, co przeskrobał.
- Siurak, nie rób z siebie idioty i przyjeżdżaj z moimi kluczami do cholery! – Aśka straciła cierpliwość i wydarła się do telefonu.
- Już jadę złotko. Złość piękności szkodzi. – Kurek chciał skończyć, to, co tak pięknie zaczął.
- Nie przeginaj!
- A muszę teraz? Bo jeszcze nie jadłem śniadania i…
- TERAZ! Już! Masz być pod drzwiami za trzy minuty od teraz. Liczę! – Aśkę zaczęła bawić cała ta sytuacja, ale chciała udawać twardą.
- Już pędzę! – Bartek schował telefon do kieszeni, wziął klucze i pognał do samochodu. Za około trzy minuty był pod drzwiami i zaczął je otwierać.
- Niezły czas panie Kurek. – W salonie stała Asia, rozbawiona na widok zasapanego Bartka.
- Dzięki. – oboje zaczęli się śmiać.
- A co do śniadania, to może zostaniesz? Zrobiłam gofry.
- Masz gofry? Tylko jak się Anastasi albo Nawrocki dowie, to biada mi…
- Się przejmujesz. Ja jakoś jem i żyję! – zaśmiała się Aśka. Nigdy nie robiła sobie problemów z siatkarskiej diety. – z dżemem czy z bitą śmietaną?
- A może być i to i to?
- Jasne. A ktoś tu przed chwilą marudził, że przytyje.
- Oj tam. Uczę się od lepszych. – dźgnął Aśkę w brzuch, na co zaczęła się bronić bitą śmietaną, która wylądowała na bartkowej koszulce.
- Osz, cholera! Daj, bo plama będzie.
- Bartek posłusznie ściągnął koszulkę, a Strzelba poszła z nią do łazienki.
Kurek właśnie kończył jeść gofra, kiedy pojawiła się Aśka, z nową koszulką.
- Zakładaj, to mojego brata. Powinna być dobra.
- Skąd masz w domu ubrania swojego brata? – zdziwił się Bartek
- Przyjeżdża tu raz na jakiś czas. I co, dobra?
- Tak, ale skąd on taki wielki? – zaśmiał się Kuraś
- Jest koszykarzem.
- Aha… To widzę sportowa rodzina.
- Niekoniecznie. Mama jest malarką, a tata żołnierzem w Afganistanie.
- Nie mieli nic przeciwko, że zostałaś siatkarką?
- Czy ja wiem? Mama trochę tak. Zawsze chciała, żebym została śpiewaczką operową, bo twierdziła, że mam piękny głos i… - przerwała
- Śpiewasz? – Kurek był zdziwiony. – I grasz chyba na gitarze, bo zdążyłem wczoraj gitarę zobaczyć i kilka zdjęć na komodzie.
- No tak. Ale zachowaj to dla siebie, dobra?
- Dobrze, ale czemu? Nie rozumiem, dlaczego nie chcesz nikomu mówić o tym, że jeździsz konno, że kochasz góry, że śpiewasz…
- Nie lubię jak ludzie patrzą na mnie, jak na kogoś niezwykłego. Zawsze męczyła mnie sława i nie chciałam się specjalnie wyróżniać. Jak widać, jeśli chodzi o świat siatkówki, to mi się za bardzo nie udało.
- Musimy się do tego przyzwyczaić. – powiedział Bartek, bo doskonale wiedział, o czym mówi Strzelba
- Albo słabo grać. – zaśmiała się Aśka
- Ale się zasiedziałem. Pyszne gofry, ale ja muszę już lecieć, bo się na trening spóźnię. A pojutrze wyjeżdżamy na dwa tygodnie zgrupowania, a potem Mistrzostwa. – zrobił smutną minkę
- A faktycznie! Boże, zapomniałam. A my jutro mamy razem jeszcze trening.
- Fajnie. Trochę cię pomęczę. – charakterystycznie poruszał brwiami
- Ani mi się waż. – uśmiechnęła się Aśka – to koszulkę przyniosę ci jutro, bo jeszcze jest mokra.
- Jasne, mi się nie spieszy, a tą też ci jutro postaram dostarczyć, a może nawet jeszcze dzisiaj. To lecę, papa!
- Powodzenia na treningu! – dała mu buziaka w policzek, na co Bartek oczywiście zaczął tracić grunt pod nogami. Na szczęście szybko wrócił do siebie.
- Coś ty taki blady! – przeraziła się Aśka
- Wszystko dobrze. – uśmiechnął się i wyszedł z mieszkania.

Tym czasem w hondzie Michała…

- Gdzie spędzisz te kilka dni wolnego w przyszłym miesiącu? – Dzik przerwał krępującą ciszę.
- Jeszcze nie wiem. – posmutniała – pewnie u Aśki, w Zakopanem
- A nie u rodziców? – zdziwił się Misiek
- Nie – odparła krótko
- Czemu? – drążył temat
- Bo ich nie mam. Nie żyją. Została mi tylko moja chrzestna.– po policzku Moniki spłynęła łza
- Przepraszam, nie wiedziałem. – zmieszał się Kubiak i zerknął na swoją pasażerkę
- Nic się nie stało. A ty? Masz daleko do domu, z tego co wiem.
- Jedziemy z chłopakami w góry. – uśmiechnął się na samą myśl o chodzeniu po Tatrach
- Oj fajnie. Ile ja się po górach schodziłam z Asiula. – rozmarzyła się
- A może pójdziecie z nami?
- Czemu nie! O Boże! – przestraszyła się Monia
- Co?
- Wy macie pojutrze zgrupowanie, a potem Mistrzostwa! Zapomniałam.
- No niestety. Mam nadzieję, że coś uda nam się zdobyć. – uśmiechnął się Michał – Jesteśmy.
Zajechali na parking pod blokiem Moniki.
- Odprowadzić cię? – spytał Dzik
- To kilka kroków, poradzę sobie. Ale dziękuję. – niespodziewanie dała mu całusa w policzek i wyszła z samochodu, zostawiając osłupionego Michała.
- Do jutra na treningu! – krzyknął Misiek, odsuwając szybę w samochodzie
- No właśnie! Jutro mamy razem trening. To do zobaczenia. – pomachała mu i zniknęła w drzwiach do swojej klatki., a Michał pojechał na halę.

Dzisiaj się bardziej rozpisałam J Postaram się, żeby każdy rozdział był nieco dłuższy niż poprzednio. Pozdrawiam!

4 komentarze: