niedziela, 30 grudnia 2012

Rozdział 11


W Zakopanem…

Asia z Kasią wróciły. Co prawda w spowolnionym tempie, ze względu na kontuzję Kaśki, ale doszły. Weszły do domu, a w salonie nie siedział nikt inny jak cała paczka plus… Zbyszek. Uśmiechnął się na ich widok, ale mina mu momentalnie zrzedła, kiedy zobaczył opatrunek na kostce rozgrywającej.
- Kurde. Kaśka pewnie nie będzie mogła chodzić z nami po górach. – skrzywiła się Monika
- Faktycznie. Nie pomyśleliśmy. – powiedział Michał
- Zostają spacerki po Krupówkach. Ja mogę Kasi dotrzymywać towarzystwa, bo nie jestem najlepszym taternikiem. – uśmiechnął się Zibi
- Nie przejmujcie się mną. Mogę sobie sama posiedzieć. – uśmiechnęła się - Nie odmawiaj sobie. – zwróciła się do Bartmana
- Ależ to czysta przyjemność. – powiedział dyplomatycznie
- No to jesteśmy w takim razie umówieni. Wrócimy koło szóstej i pójdziemy sobie na obiad. – powiedziała Asia, wyciągając z plecaka identyfikator.
- Ruszamy pani przewodnik? – uśmiechnął się Bartek
- Tak, idziemy. Ja prowadzę. Daj kluczyki. – Kuraś wyciągnął z kieszeni żądany przedmiot i podał go atakującej. – Do widzenia państwu! – uśmiechnęli się do Zbyszka oraz Kaśki i wyszli.

Godzinę później…

Podczas, gdy siatkarscy taternicy przemierzali górskie szlaki, Kasia z Zibim spacerowali po mieście. Nie chcieli być rozpoznani. Kaśka szczelnie zasłoniła swoją twarz szalikiem, a Bartman założył głęboki kaptur od swojej bluzy. Wyjechali na Gubałówkę. Stali i wpatrywali się w Tatry.
- Co ty sobie zrobiłaś w tą nogę? – zaczął Bartman
- Zblokowałam i skoczyłam atakującej na stopę.
- Chyba najgorsza kontuzja.
- Nie, najgorsze są kolana. – skrzywiła się Kaśka – nie wierzę, że nie lubisz chodzić po górach.
- Wyczynowo, nie przepadam. – uśmiechnął się Zibi
- Dolina Kościeliska to nie jest wyczyn. – dalej podpuszczała go rozgrywająca
- A ty co, prawo studiowałaś? – zaśmiał się Zbyszek
- Nie, ale… - wycofała się Kasia, delikatnie się czerwieniąc
- Ładnie ci w rumieńcach – poruszył brwiami
- Bartman…
- No dobrze. – uniósł ręce w geście poddania się – idziemy?
- Gdzie ci się tak spieszy? Jestem w Zakopanem raz na dwa lata! – wkurzyła się Kaśka
- Możemy tu stać, ziębnąć i czekać aż zeżrą nas sępy. – powiedział Zibi znudzonym głosem
- Po pierwsze jest 15 stopni, a po drugie tu nie ma sępów. Ja cię nigdzie na zatrzymuję. Możesz iść. To już nie jest moja sprawa, że nie trafisz. – uśmiechnęła się pod nosem.
- Widzę, że cię nie przekonam. Chodź koleżanko! – Bartman zaczął się śmiać. Podniósł wyrywającą się Kaśkę i zaczął nieść w kierunku kolejki.
- Co ty sobie wyobrażasz! – Hoffman tłukła go pięściami po plecach. – Postaw mnie na ziemi, już!
- A będzie waćpanna grzeczna? – Kaśka nic nie odpowiedziała, tylko rzuciła mu zabójcze spojrzenie. Bartman się tym zbytnio nie przejął i bez skrupułów wsadził rozgrywającą do kolejki. Później pojechali do domu.

A w jaskini Mroźnej…

- Michał łap mnie! – krzyknęła Monika, „jeżdżąc” po śliskich kamieniach. Kubiak popisał się
swoim refleksem i chwycił Libero w ostatniej chwili.
- No to jest porządny przyjmujący! – zaśmiała się Aśka
- A ja to co? – Bartek poczuł się urażony
- Jak Strzelba będzie spadać, to też się będziesz mógł popisać. – powiedziała Monika, uśmiechając się jednocześnie do Michała. – Schylać się! – Libero, mająca niewiele ponad 170 cm wzrostu, ostrzegała wszystkich „mutantów”. Wkrótce wyszli z ciemności i znaleźli się na „tarasie” zasłoniętym iglastymi drzewami. W dół do strumienia prowadziły stare, spróchniałe  i nierówne schody. Zaczęli ostrożnie schodzić, niewiele przy tym rozmawiając. Szli w dużych odstępach. Bartek z Asią wysunęli się na prowadzenie, a Michał z Moniką zostali daleko w tyle. Misiek, dla bezpieczeństwa, ciągle trzymał Libero za rękę. Ale tym razem nie wyszło to na dobre. Dzik potknął się i pociągnął za sobą Monikę. Dziewczyna próbowała się jeszcze ratować, żeby nie zostać przygniecioną przez przyjmującego. Michał wywinął pospolitego „orła” i przewrócił się, opierając łokcie przy głowie Moniki. Ich twarze były na tym samym poziomie, po czym zaczęły się do siebie zbliżać. Tym razem Monika nie protestowała. Ich usta złączyły się w namiętnym pocałunku. Kubiak nie mógł doczekać się tego momentu. Tymczasem Bartek z Asią byli już na dole. Siedzieli sobie na pniu, słuchali szumu górskiego potoku i wszystko (i wszystkich) mieli… „gdzieś”.
- Gdzie ich wcięło? – ocknął się Kuraś – Choć po nich.
- Nigdzie się stąd nie ruszam. Chyba trudno jest się tam zgubić. – stwierdziła Strzelba.
- Może Dzik szuka żołędzi. – zaśmiał się Bartek
- Tak. Na pewno… O, idą.
Zza drzew wyłoniły się dwie postacie. Szli, dalej trzymając się za ręce i uśmiechając się od ucha do ucha.
- Co tak stoicie, idziemy? – spytała Monika. Bartek z Asią ze zdziwieniem na siebie popatrzyli.
- Tak, tak. Prowadźcie. – Atakująca skinęła głową i puściła „gołąbeczki” przodem.
Aśka z Kurkiem „osłaniali” tyły. Michał z Monią niesamowicie się wlekli. Byli zmęczeni, jakby rozegrali właśnie tie-break z Brazylią. Wtedy Bartkowi i Asi przyszedł genialny pomysł do głowy…
- Niedźwiedź! Misiek! Wiać! – darła się Aśka i uciekała. Za nią biegł Kuraś, tak samo panikując. Monika z Michałem, nie patrząc na nic, wiali, aż się za nimi kurzyło. Wpadli do strumyka, wywrócili się. Byli cali mokrzy. W tym czasie, Bartek z Asią, pokładali się śmiechu, patrząc na całą tą scenę. Dopiero po jakiś pięciu minutach, Misiek z Moniką skapnęli się, że nic ich nie goni. Gdyby można było zabijać wzrokiem, Kuraś i Strzelba zostaliby przez nich zamordowani. Zaczęło się ściemniać i koło szóstej pojechali do domu. Później, razem z Kaśką i Zbyszkiem poszli do restauracji.
Po powrocie siedzieli jeszcze w salonie, opowiadając sobie cały dzisiejszy dzień i po północy poszli spać, gdyż jutro, przynajmniej dwójkę z nich czekał bardzo ciężki dzień.

Co tam u Was? Jutro Sylwester. Petardy gotowe? Opisałam szczegółowo Dolinę Kościeliską, bo sama tam byłam, a widoki bardzo ytkiwły mi w pamięci J

1 komentarz:

  1. Ja też byłam w dolinie Kościeliskiej .
    Super piszesz i super wymyśliłaś z tym niedźwiedziem:)
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń