środa, 27 lutego 2013

Rozdział 32


Obudziła się po piątej rano. Wstała, przeciągnęła się i zerknęła za okno. Na termometrze dwanaście stopni, słońce i delikatny wiaterek. Wymarzona pogoda na „spacer” po Tatrach.
Zeszła na dół, rozczesała swoje długie włosy. Do kuchni przyciągnął ją piękny zapach. W pomieszczeniu stała mama.
- Cześć kochanie. – uśmiechnęła się na widok córki i wróciła do smażenia naleśników.
- Mamo… Wstałaś tak wcześnie, żeby zrobić mi śniadanie? – zaśmiała się Asia.
- Dla mojej taterniczki wstałabym jeszcze wcześniej. Gdzie się dzisiaj wybierasz? – spytała.
- Na Skrajny Granat.
- Twój ulubiony szlak. Tylko uważaj, proszę. Wiesz dobrze, że Orla Perć lubi zaskakiwać.
- Muszę sobie zrobić rozgrzewkę. – uśmiechnęła się Strzelba.
- Rozgrzewkę? – roześmiała się mama. Zawsze podziwiała swoją córkę za zamiłowanie do gór.
- No tak. Mam zamiar iść jeszcze na Świnicę mamo. Ale nie dzisiaj.
- Boże dziecko, byłaś tam już tyle razy, ale zawsze się o ciebie boję. – pokiwała głową.
- Dam sobie radę. Skoczę jeszcze do schroniska. Może się załapię na jedną zmianę. Dawno nikogo nie… ratowałam. – zaśmiała się. Asia pochłonęła śniadanie i pobiegła spakować sprzęt. Trasa, którą wybrała była dosyć wymagająca, dlatego wzięła na wszelki wypadek
czekany. Ubrała się w swoją czerwoną kurtkę, z nadrukiem TOPR, którą miała obowiązek nosić w tatrach i założyła buty.
- Dobra mamo, wrócę dzisiaj wieczorem, albo jutro przed południem. Pewnie zatrzymam się w Murowańcu. – pożegnała się z mamą. Po kilkudziesięciu minutach stała przy wejściu na szlak. Szczęśliwa, ruszyła w stronę Czarnego Stawu Gąsienicowego.

Raniutko w Bełchatowie…

- Monika, wiesz może, co u Asi? – spytał Bartek, widząc Libero, która szła na trening.
- A co ci do tego? Zraniłeś ją, nie wystarczy ci jedna? – powiedziała z przekąsem.
- Byłem u Aśki, tłumaczyłem jej, że nic mnie z Blanką nie łączyło. Uwierzcie mi! – zaczął rozpaczać.
- Bartek, naprawdę? Zawsze ci wierzyłam, ale tym razem nie potrafię…
- Naprawdę! Dziewucha mści się na mnie! Jak mam ją przekonać! Proszę, pomóż mi. – przyjmujący złożył ręce jak do modlitwy.
- Dobra Kuraś. – powiedziała w końcu. – Aśka jest w Zakopanem. Musiała chwilę odetchnąć od tego wszystkiego.
- Cholera, jak ja się teraz dostanę do Zakopanego?
- Bierz auto i jedź. Wyciągnę od niej kiedy i gdzie będzie chodzić i się na pewno spotkacie. Tylko tak możesz ją odzyskać. – rzekła spokojnie.
- Monia, dziękuję! – Bartek wyprzytulał Aśkę i pobiegł do domu. Spakował się w błyskawicznym tempie, zadzwonił do trenera i wyjechał. Czego to się dla miłości nie robi…

Gdzieś koło Hali Gąsienicowej…

Aśka wyłoniła się już zza drzew i rosnącej na stokach kosodrzewiny. Nic nie przeszkadzało jej w podziwianiu widoków. Upajała się krajobrazem i górskim powietrzem. W dusznym Bełchatowie brakowało jej wolności, której tutaj miała największą dawkę. Wychodząc coraz wyżej dostrzegała zarysy innych szczytów. Przystanęła i spojrzała we wszystkie strony, z prawej Zawrat, naprzeciw Kozi Wierch, a z lewej Kościelec. Przypomniała jej się wycieczka z Bartkiem. Starała się wymazać ją z pamięci, ale trudno było ukrywać, że była to jedna z najlepszych w jej życiu. Usiadła na kamieniu i wyciągnęła mapę, dalej się rozglądając. Wzięła do ust kilka łyków mineralnej i poszła dalej. Po dwudziestu minutach wyszła na piętro hal. Jednak tu skończył się spacerek, a zaczęła wspinaczka. Aśka wyciągnęła rękawiczki, żeby nie poranić rąk i zaczęła brnąć po ścianie. Kilkadziesiąt metrów do góry, bez asekuracji nie należy do najbezpieczniejszych pomysłów. Jednak dziewczyna lubiła wyzwania. Szła dalej szlakiem, który odbił nieco w prawo. Po kilkunastu minutach monotonnej wędrówki wśród drzew, Aśka wyszła na ścianę Granatu, z której rozciągały się nieziemskie widoki. Dalej szlak prowadził po nieco łatwiejszych do pokonania, ale zdradliwych skałkach. Oczywiście dziewczyna bez najmniejszego problemu je pokonała, chociaż dla przeciętnego turysty jest to nie lada wyzwania. Strzelby do „przeciętnych” nie zaliczamy. (Trudno sobie to wyobrazić, ale pod nogami Hala gąsienicowa, a nad głową skały i niebo).
Aśka po długim zmaganiu z niełatwą górą dotarła na szczyt. Uniosła głowę do góry i popatrzyła z uśmiechem w niebo, jakby chciała podziękować Bogu, że mogła tu wrócić. Do miejsca, gdzie spędzała najpiękniejsze chwile swojego życia. Usiadła na trawie, której skrawek znalazła jeszcze wśród skał. Siedziała tak dziesięć minut. Kiedy wstawała by iść dalej, usłyszała stłumiony krzyk, a po chwili zobaczyła człowieka spadającego żlebem w dół z Kościelca do przełęczy. Najczęściej jest to śmierć na miejscu, ale w historii ratownictwa wielokrotnie ludziom udawało się przeżyć takie wypadki. Szybko wyciągnęła telefon i wpisała numer do swojego znajomego, który tak jak ona był ratownikiem. Tym samym zdawała sobie sprawę, że pierwszy raz od kilku lat życie człowieka zależy od niej, gdyż jest najbliżej poszkodowanego.
- Hej Asiu. Dawno się nie widzieliśmy! – usłyszała głos.
- Słuchaj Paweł, poważna sprawa. Jestem Na Skrajnym Granacie i właśnie widziałam jak turysta spadł żlebem z Kościelca do przełęczy. Jestem na rzut kamieniem. Zejdę granią i za około dwadzieścia minut będę już przy nim.
- Jasne. Idź. Wysyłam helikopter. Masz sprzęt?
- Oczywiście. Tylko się pospiesz. Pogoda się zmienia. – dodała, widząc nadchodzące z zachodu ciemne chmury.
- Wiem, trzymaj się mała. Za chwilę będzie pomoc. – zakończył połączenie, a Aśka wręcz zbiegała po skalnych półkach.

Też w Zakopanem…

Bartek od paru godzin był już na miejscu. Chcąc skorzystać z okazji, wziął sprzęt i udał się na wycieczkę. Pogoda dopisywała, dlatego wybrał się na Kościelec, chcąc sobie przypomnieć wyprawę, którą odbył tam razem z Asią. Szedł równym tempem, podziwiając widoki. W oddali widział inne szczyty. Uwielbiał góry, a Strzelba zaszczepiła w nim jeszcze większą miłość do nich. Jego zamyślenie przerwał wyraźny krzyk. Chłopak idący jakieś trzysta metrów przed nim pośliznął się i runął w dół. Bartek przestraszył się nie na żarty. Za wszelką cenę chciał mu pomóc. Wyciągnął linę i nabił w ścianie haki.
- Trzy haki. – powiedział do siebie, przypominając sobie rozważną decyzję Asi, która uratowała jej życie. Solidnie zawiązał supeł i przy pomocy czekanów zaczął schodzić w dół. Po kilkunastu minutach był przy rannym. Jak na złość na dole nie było zasięgu, czyli z wołania o pomoc nici. Mógł tylko liczyć na to, że ktoś inny ich zauważy. Mężczyzna, na oko dwudziestokilkuletni leżał nieprzytomny, z rozbitą głową i rozciętym łukiem brwiowym, z którego sączyła się krew. Kurasiowi zaczęły drżeć ręce. W duchu modlił się, żeby ktoś w końcu tędy przechodził. Jego modlitwy zostały wysłuchane…
Po pięciu minutach na horyzoncie ukazała się wysoka, szczupła postać. Po kolorze kurtki, Bartek rozpoznał w niej ratownika.


Aśka z niemałym trudem pokonywała trasę przysypaną jeszcze śniegiem, która w lecie jest zwykłym spacerkiem. W oddali zobaczyła dwóch ludzi. Jeden leżał w bezruchu, co oznaczało, że jest poszkodowanym turystą, a nad nim klęczał drugi mężczyzna. Dziewczyna przyspieszyła kroku i za chwilę znalazła się przy nich.
- Co mu się stało? – spytała, patrząc na zdziwionego mężczyznę.
- Rozbił głowę i rozciął łuk brwiowy. Oddycha, ale jest nieprzytomny…
- Aha. – odparła, wyciągając z plecaka apteczkę i ściągając rękawiczki.
- Jest pani ratownikiem? – spytał, biorąc od dziewczyny bandaż.
- Tak. – rzuciła Aśka, niewiele myśląc. Kuraś nie zdawał sobie sprawy, z kim właśnie rozmawiał. Tak samo jak on, dziewczyna miała twarz zakrytą kominiarką, a poza tym, nie było czasu, żeby się sobie specjalnie przyglądać.
- Jest śmigłowiec! – ucieszyła się i zaczęła machać rękami. Po chwili zostały spuszczone nosze, na których Aśka umiejętnie ułożyła poszkodowanego. Dała znać pilotom, żeby lecieli prosto do szpitala, a oni wrócą spokojnie do schroniska.
Bez słowa wspięli się z powrotem na ścianę, a później, skupiając się jedynie na drodze, doszli na szczyt Kościelca. Usiedli na kamieniach, a Aśka rozpięła kurtkę i ściągnęła kominiarkę. Bartek zamarł…

Cześć! Powiedzcie mi wprost, czy nie zanudzają Was te rozdziały o górach. Przyznam się, że kocham góry tak, jak siatkówkę i mogę o nich gadać godzinami, tak samo jak chodzić. Komentujcie!

12 komentarzy:

  1. Dziwne, że nie poznali się po głosie ... oczach.
    W takim momencie?!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. jak ci leży krwawiący gościu na środku orlej perci, to się raczej nie zastanawiasz z kim gadasz, a poza tym kominiarka zawsze trochę tłumi i zmienia głos :D wszystko przemyślane ;p

      Usuń
  2. Kobieto powiem Ci szczerze że sama jestem wielką miłośniczką gór (TATR <3) i mogę czytać je w nieskończoność :) Moja mama mówi że ja już jestem chora na punkcie gór i sportu, no ale :) A takie rozdziały sie podobają oczywiście :D
    Piotrków pozdrawia!
    Olgaaaa xd

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. moja mama mówi to samo, ale też ma bzika ;D

      Usuń
    2. widzisz, u mnie jest inaczej. xd moja mama ma lęk wysokości a poza tym woli morze :D

      Usuń
  3. W takim momencie kończyć? Ciekawa jestem reakcji Aśki. Pisanie o górach jak najbardziej mi się podoba i zdecydowanie nie jest nudne. Wręcz przeciwnie. Sama uwielbiam góry, jednak mam dość daleko i nie znam się na nich zbyt dobrze. Pozdrawiam i czekam na następny

    OdpowiedzUsuń
  4. NIGDY! Ja też uwielbiam góry, zwłaszcza w okresie zimowym, także Zakopca nigdy dość :D ohoho ostatnia akcja no nieźle, jestem ciekawa jej reakcji :D czekam na następny! :D i zapraszam do siebie na http://back-to-love-one-step.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. nowy rozdział na http://back-to-love-one-step.blogspot.com :)

      Usuń
  5. Świetnie opisujesz góry, więc w żadnym razie mi to się nie nudzi! Co prawda wolę morze, ale często bywam w górach i naprawdę takich widoków nigdy dość :D
    Świetny koniec, jestem ciekawa jak to się rozwinie! :)

    http://as-prosto-w-serce.blogspot.com/ - jeżeli masz ochotę, zapraszam na piętnasty rozdział :)

    OdpowiedzUsuń
  6. informuję jak prosiłaś, nowy rozdział u mnie :)

    OdpowiedzUsuń