…
Z trudem oderwałam się od Bartka,
chociaż w duchu byłam przeszczęśliwa.
- Co ty
robisz? – wydusiłam z siebie.
- Kocham Cię
Asia, nie wytrzymam bez ciebie. Proszę daj mi szansę. – błagał mnie. Dobrze, że
nie uklęknął przede mną.
- Prosiłam
cię. Będzie nam jeszcze trudniej. – wybełkotałam, czując jak łzy pchają mi się
do oczu. Na szczęście winda się zatrzymała, przez co oszczędziłam sobie
nieprzyjemnej rozmowy. Wybiegłam z klaustrofobicznego pomieszczenia i po chwili
znalazłam się w swoim pokoju. Monika gdzieś wybyła, więc byłam sama ze sobą.
Wyciągnęłam telefon i wyszukałam numer Dawida, po czym nacisnęłam zieloną
słuchawkę. Nie odbierał. Włączyła się poczta głosowa. Spróbowałam jeszcze dwa
razy, ale nic to nie dało. Pomyślałam „trudno” i wzięłam książkę leżącą na
półce. Pół godziny później wszyscy zeszli na obiad, łącznie ze mną. Usiadłam
koło Weroniki i Moniki, a później przysiadła się jeszcze Agnieszka. Starałam
się być wyluzowana, ale cały czas czułam na sobie przenikliwy wzrok Bartka.
Starałam się nie patrzeć w tamtą stronę, jednak to było ode mnie silniejsze. Ukradkiem
widziałam, jak Kuraś wbija nóż w kotlet i siedzi ze spuszczoną głową. Było mi
go cholernie szkoda, jednak zranił mnie i nie wiem, czy byłam gotowa znowu mu
zaufać. Skończyłam jedzenie i poszłam przygotować się na basen. Wzięłam torbę
ze strojem i ręcznikiem, po czym wyszłam z pokoju razem z Monią. W połowie drogi
dołączył się do nas jeszcze Michał, więc miałam okazję popatrzeć i posłuchać
jak do siebie szczebioczą. Chociaż na chwilę mogłam się oderwać od dręczących
mnie myśli.
Weszłyśmy do
szatni, gdzie siedziały już inne dziewczyny. Założyłyśmy sportowe stroje i
wyszłyśmy na basen. Tam czekali już na nas chłopaki. Oczywiście nie obyło się
bez gwizdów i zbierania szczęk z podłogi, no ale niestety mężczyźni później
dojrzewają. Za chwilę weszli nasi trenerzy z głupimi uśmieszkami na twarzy.
- Robimy sztafetę.
Pływamy po dwanaście osób na tor. Drużyna, która pierwsza przepłynie łącznie czterdzieści
osiem basenów, wygrywa. – powiedział donośnym głosem Matlak. Wszyscy
podzieliliśmy się na dwa team’y i zaczęła się walka na śmierć i życie.
Naturalnie musiałam mieć pecha i płynąć ostatnia, a co gorsza po Bartku. Trudno
się mówi.
Przez dwadzieścia
cztery pierwsze baseny wygrywaliśmy, ale potem wszyscy zaczęli się powoli
męczyć. Pod koniec wyścigu Bartek z Miśkiem nadrobili straty i obie drużyny
płynęły równo, aż w końcu nadeszła pora na ostatnie dwie długości, w moim
wykonaniu. Do wody wskoczyłam równo z Bartmanem. Płynęłam jakby mnie rekin
gonił, ale to i tak nie dało mi dużej przewagi nad atakującym.
Jedna
długość za mną, teraz następne 50m. Zibi trochę zwalniał, za to ja zaczęłam
przyśpieszać. Kraulem nie pływałam najlepiej, ale widać na tyle dobrze, żeby
pokonać Zbyszka. Dotknęłam ręką płytki i spojrzałam z ironicznym uśmiechem na
Bartmana.
- Ty dobie
dyscyplin nie pomyliłaś? – roześmiał się.
- Do Otylii
Jędrzejczak mi trochę brakuje. – uśmiechnęłam się. Za chwilę przede mną
pojawiła się dłoń, oczywiście należąca do Bartka. Skorzystałam, a ten jednym
ruchem wyciągnął mnie z wody. Tym razem ja musiałam zbierać szczękę z podłogi.
Słyszałam o ludziach silnych, ale to już była lekka przesada. Nie ważyłam tyle
co piórko. Wszyscy zaczęli mnie ściskać, co najmniej jakbym zdobyła medal
olimpijski. Za chwilę znalazł się przy mnie trener i z uśmiechem na ustach
pokazał mi stoper. 54.73!
- O matko. –
wydusiłam z siebie.
- Na 100m.
Brawo Joasiu. – trener cieszył się jak dziecko, co mnie trochę rozśmieszyło.
Popływaliśmy
jeszcze trochę. Jednak piętnaście minut przed końcem treningu, trener „w
nagrodę” kazał usadowić mi się w jacuzzi. Mi to w żadnym przypadku nie
przeszkadzało. Za chwilę dosiadło się jeszcze kilka osób i zrobiło się całkiem
wesoło. Wszyscy mnie podziwiali. Oj… zachowuję się jak egoistka.
- Jak się
dzielimy na treningu? – spytał Zibi, siadając koło mnie.
- Proponuję
ja, Aśka, Bartek, Weronika, naturalnie Monia. – Dzik wyszczerzył się do
narzeczonej. – I załóżmy Ziomek na rozegranie. To my mamy team ustalony. –
uśmiechnął się usatysfakcjonowany.
-
Przygotowujesz się do roli trenera? – roześmiałam się.
- Zawszę
mogę nim zostać. – pokazał wszystkie zęby.
- A my
trenerze? – spytał Zibi, akcentując ostatnie słowo.
- No to ty,
Piter, Igła, Winiar, Iza na rozegranie, Magda na przyjęcie i wszystko pasi.
- Pasi,
pasi. Zbieramy się, bo Anastasi nadchodzi.
Po kilku
minutach przyszedł trener i oficjalnie zakończył nasz trening na basenie.
Poszliśmy się przebrać, po znowu za dwie godziny mieliśmy wspólny trening na
hali. Może to nie był taki zły pomysł. Wzięłam koszulkę, spodenki i swoje
ukochane buciki, które ubieram na każdy możliwy trening, czy mecz. Weszłam na
halę i zaczęłam się rozgrzewać. Usiadłam jak najdalej od Bartka. Zdawałam sobie
sprawę, ze znowu zacznie niewygodny dla mnie temat. Po godzinie solidnej
rozgrzewki i ćwiczeń, zaczęliśmy grać w ustalonych wcześniej składach.
Stanęłam sobie
na przyjęciu i czekałam na piłkę. Ziomek jest świetnym rozgrywającym. Kilka
razy dostałam wystawę na środek z drugiej linii, czyli tak zwanego pipe’a.
Wszystko
szło jak po maśle, do jednego z ataków Piotrka z krótkiej. Widziałam jak
Nowakowski zbiera się do ataku. Dostał idealną piłkę, zrobiłam krok do przodu,
myśląc, że będzie kiwać. To był błąd. Jedyną rzeczą, jaką pamiętam to
niebiesko-żółta piłka zbliżająca się do mnie z zawrotną prędkością, głos, który
chyba należał do wszystkich obecnych na boisku i to najgorsze – ciepła krew na
ustach. Później straciłam kontakt z rzeczywistością…
Przepraszam, że dodaję tak późno, ale
zrozumcie, że mam treningi, szkołę i się po prostu nie wyrabiam, a nie chcę
dodawać nieprzemyślanych, bezsensownych rozdziałów. Za dwie godziny mecz. Jak
obstawiacie? U was też słoneczko i 15 stopni? :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz